Autor: Atlas | Warszawa | 10. 09.2024 |

To, że w Polsce nie ma i nigdy nie było realnej demokracji, świadomi ludzie wiedzą już od dawna. Historia, zarówno ta najnowsza, jak i ta bardziej odległa jasno pokazuje, że Polacy miłośnikami demokracji nie są lub mylą ten ustrój z jej quasi odmianami.

Pytanie brzmi zatem: jaki ustrój funkcjonuje tu w rzeczywistości? W świetle wydarzeń z ostatnich dwunastu miesięcy można chyba śmiało stwierdzić, że jest to coś między feudalizmem, oligarchią i autorytaryzmem.

W ciągu ostatnich lat zaobserwować możemy postępujący rozkład wszelkich procesów i instytucji demokratycznych w naszym kraju oraz w parze do tego procesu – zanik jakiejkolwiek masowej aktywności społecznej, zarówno na szczeblu lokalnym jak i ogólnokrajowym. A sytuacja zaczyna być naprawdę poważna.

Wymienić można tutaj na przykład całkowitą dewastację sądownictwa, wywrócone do góry nogami podstawy państwa prawa, folwarczny zarząd nad spółkami skarbu państwa (SSP), który doprowadził do miliardowych transferów środków publicznych (czyli niczyich) za granicę i sprzedaży kilku ogromnych SSP za granicę, a także dogorywający Trybunał Konstytucyjny.

Nic więc dziwnego, że opozycja szła do wyborów z hasłami niemal wyłącznie wymierzonymi w poprzedni rząd, który nawiasem mówiąc – nie popisał się na żadnym demokratycznym polu, stopniowo opanowując kolejne sfery państwa. Dlaczego tak łatwo im to poszło? Przede wszystkim dlatego, że wszelkie antydemokratyczne działania władz przechodziły niemal bez echa, wliczając  w to nawet fundamentalne pogwałcenie swobód obywatelskich, jak tajemnica bankowa czy tzw. „rejestr ciąż”. Inny przykład to na szczęście tylko dywagacja nad niemożliwością odmowy przyjęcia mandatu, czy sprawdzanie obywateli wyjeżdżających w roku szkolnym poza granice kraju… z dziećmi (celem zatrzymania udających się na wakacje rodzin, które zamiast posyłać dzieci do szkoły, zapragnęły odpocząć poza drogim sezonem). Czy czasem już kiedyś tak nie było? Co będzie następne? Paszporty wrócą na komendy policji? Aż ciężko jest o wszystkim pisać, ponieważ uderza powaga i ilość tych sytuacji. Ale bardziej  poraża całkowita i powszechna ignorancja  i obywatelska bierność. [1]

Niemi, głusi, ślepi

Większość społeczeństwa zwyczajnie ignoruje otaczający ich świat i w sumie ciężko im się dziwić. Zajęci pracą, dorabianiem się lub – ci w gorszej sytuacji – wiązaniem końca z końcem i życiem od wypłaty do wypłaty,  zwyczajnie nie mają siły lub czasu, aby poświęcać uwagę sprawom, które ich otaczają. W konsekwencji wszystko, jak zwykle, odbywa się ponad ich głowami, prowadząc do sytuacji, kiedy tego czasu mają jeszcze mniej, a pracować muszą jeszcze więcej. Wszystko dlatego, że nie mieli „czasu”, aby zainteresować się sprawami bezpośrednio wpływającymi na stan ich kont czy zawartość lodówek i dopilnować wybranych przez siebie rządzących, aby ci po prostu im nie szkodzili.

O tym, jak bardzo rozkojarzone i rozproszone jest społeczeństwo i jak wielką ignorancją się charakteryzuje, można by napisać kolejny esej, ale sprawę tę wolę pozostawić do analizy specjalistom – psychiatrom, psychologom, a przede wszystkim socjologom, choć wątpię, czy ich analizy, jakkolwiek trafne by się nie okazały, będą w stanie cokolwiek zmienić. Nikt ich nie przeczyta ani nie wyciągnie wniosków, bo będzie brakowało wspomnianego czasu, uwagi lub chęci. Wydawać by się mogło, że znajdujemy się w miejscu, z którego nie ma już powrotu. Choć doba niezmiennie ma 24 godziny, odnieść możemy wrażenie, że znacznie się skurczyła.

Wysepka działania

Z morza ignorantów wyłania się jednak wciąż całkiem aktywna grupa osób, którym sprawy ich własnego życia nie są obojętne. Co więcej, starają się w miarę swoich możliwości aktywnie działać. To dziennikarze, działacze, aktywiści, samorządowcy, pisarze, przedsiębiorcy, artyści i inni im podobni w ramach think tanków, stowarzyszeń i rozmaitych organizacji starają się realizować swoje cele. I z różnym skutkiem wpływają na rząd, intensywnie lobbując w różnych sprawach.

Wśród tej, niewielkiej grupy ludzi najbardziej rzucają się w oczy dwa obozy – tych, którym nie podoba się jak jest i usilnie pragną zrobić wszystko, aby to zmienić (lub odwrócić postępujące, negatywne trendy) oraz ich przeciwników. Nazwę ich dobrowolnymi niewolnikami.

To grupa takich ludzi którzy świadomie sabotują własną wolność. Nie są to „pożyteczni idioci” lub wspomniani wcześniej ignoranci. Ci, o których mówimy dobrze wiedzą, że stopniowo tracą wolność i aktywnie działają na rzecz jej zniesienia. Choć taka postawa może wydawać się szokująca i  absurdalna, w tym szaleństwie tkwi pewna metoda. Przynajmniej pozornie, a na pewno w oczach tych, którzy taką doktrynę wyznają. Ci „dobrowolni niewolnicy” przedstawiają szereg argumentów, które próbują uzasadnić ich postawę. Mówią o wspólnej odpowiedzialności, niepisanej „umowie społecznej”, obowiązkach obywatelskich, narodzie czy zagrożeniu dla nas wszystkich.

Dla nich wolność nie jest i nigdy nie była cnotą, lecz przywarą, przestarzałym ideałem – czymś, co postrzegają jako fantazję lub puste marzenie poprzednich pokoleń. Dla nich liczy się przede wszystkim „tu i teraz” oraz zachowanie status quo, które przynosi im realne i namacalne korzyści. Ich moralność jest elastyczna – nie zastanawiają się, czy coś jest dobre czy złe, legalne czy nielegalne, a tym bardziej nie obchodzi ich, czy jest słuszne. Najważniejsze jest utrzymanie swojego statusu. Dlatego będą dokonywać możliwie głębokiej relatywizacji lub podwójnej standaryzacji, wzbijając się na intelektualne wyżyny manipulacji i kłamstwa. Dopóki krzywda dotyka innych, a nie ich samych, w ich przekonaniu wszystko jest w porządku i próbują nadać temu pozory słuszności.

Ci sami ludzie chętnie stosują tzw. „vote shaming”, podejmują działania profrekwencyjne przed wszelkimi wyborami, próbując wmówić nam, że odbijanie piłeczki co 4 lata realnie zmienia kraj, oraz uznając członkostwo w Unii Europejskiej za apoteozę wolności – bo przecież pamiętacie ZSRR, chcecie żeby wróciło? Pachnie powrotem Jonesa z „Folwarku zwierzęcego”… Ich działalność służy zasadniczo realizacji dwóch celów. Po pierwsze, wspierają postępującą autorytaryzację i totalizację społeczeństwa, utożsamianą przez nich z ładem, porządkiem i dobrobytem. Po drugie, dążą do utrzymania status quo, na przykład związanego z ich pozycją społeczną lub zawodową. A inni? W ogóle ich nie obchodzą. Zdanie pozostałych nie ma dla nich znaczenia. Twierdzą, że mają oni pecha i powinni się dostosować. Nie muszę chyba mówić, że w drugą stronę zadziałałaby mentalność Kalego.

Większość tych aktywnych zwolenników ustroju to pracownicy rządu, mediów głównego nurtu lub międzynarodowych korporacji, które coraz śmielej działają w Polsce we współpracy z rządem.Nic dziwnego, że wszelkie inicjatywy wolnościowe lub samorządowe, choćby nieznacznie odbiegające od ich idealnie zabezpieczonego świata, w którym jedni żyją kosztem drugich, napawają ich strachem. To mechanizm obronny zarówno dla nauczycieli, policjantów, urzędników, jak i naukowców czy korporacyjnych bonzów – jednym słowem, beneficjentów systemu podatkowego i rozmaitych powielaczy.

Polska demokracja

Miarą ogłupienia społeczeństwa jest jakość jego demokracji. Im bardziej niedojrzały jest elektorat, tym bardziej głupia i skorumpowana jest jego władza. Głosowanie „za” lub „przeciw” staje się aktem nienawiści lub, w najlepszym razie, wyborem mniejszego zła. Paradoksalnie, ci, którzy zostają w domu, mają najwięcej racji, a w tym wypadku bierność  jest manifestem własnych poglądów.

Żeby  dobrze zrozumieć o czym mowa, prześledźmy kilka wydarzeń z ostatnich kilkunastu miesięcy. W tym okresie działo się naprawdę dużo. Zmiana rządu, referendum w trakcie wyborów, powrót do władzy Donalda Tuska i szeroki uśmiech, który cieniem padł na całą Polskę. Wraz z odsunięciem od władzy Prawa i Sprawiedliwości, jak to bywa w oligarchicznych rządach satrapów i kacyków, nowi włodarze wzięli się energicznie za naprawę błędów swoich poprzedników i sumienną pracę u podstaw, aby – mówiąc żartobliwie – zmyć zbrodnie poprzednich tyranów.

Jak zwykle przystąpiono do parcelowania publicznych resortów, szkół i innych instytucji, dokonując czystek na stanowiskach, przejmując władzę w każdym calu i właśnie – realizując wyborcze obietnice? W żadnym wypadku.

Aby stworzyć solidne fundamenty pod rozważania, dlaczego Polacy nienawidzą wolności, cofnijmy się do wyborów parlamentarnych z 2023 roku, w których zwycięstwo odniosła Koalicja Obywatelska (KO). W poprzedzającej je kampanii pobito chyba rekord wyborczych obietnic, mówiąc dosłownie WSZYSTKO, co powiedzieć się dało: dobrowolny ZUS, aborcja na życzenie, nowoczesne szkoły, miejsca pracy, sądy, drogi, import, eksport, średnia hawajska i Big Mac dla każdego! Schemat znany i sprawdzony, działający jak zwykle bez zarzutu. Obiecywano co popadnie i komu popadnie. Na ślepo, bezmyślnie i wręcz kompulsywnie. Kampania wyborcza była dla odbiorcy niemal fizycznie męcząca.

Naturalnie opozycja, jako główny cel obrała sobie przedstawienie samych siebie jako uciśnionych obrońców demokracji, którzy wreszcie zrzucą z piedestału uzurpatora i oddadzą ludziom to, co im się należy. Oczywiście PiS, gdy sam był opozycją, zachowywał się identycznie. Każda opozycja jest demokratyczna, a każdy  rząd jest dyktatorski, przynajmniej w polskiej narracji politycznej. My lub oni – to już chyba wrodzona cecha polskiej polityki.[2]

Referendum jako farsa

Chociaż w Polsce mechanizm referendalny istnieje, to już dawno został sprowadzony do roli farsy a mówienie o nim poważnie wzbudza uśmiech politowania lub nawet oskarżenia o sabotaż działania państwa (w opinii wspomnieniach wcześniej „dobrowolnych niewolników”). Niebagatelny jest tutaj także wkład tzw. „wolnych mediów”, czyli największych stacji informacyjnych głównego nurtu, aktywnie promujących treści mające na celu jasne ugruntowanie w społeczeństwie określonych postaw i przekonań. W tym wypadku jest to oczywiście przekaz:  Nie próbuj decydować, inni znają się na tym lepiej.

Referendum z 2023 roku w Polsce stało się przedmiotem intensywnej debaty publicznej i politycznej. Zamiast stanowić narzędzie demokratycznej konsultacji, referendalna idea została wypaczona  w medialnym szumie i politycznej nagonce. Skłania to do refleksji, czy to media i populizm, a nie przekonania obywateli, zaczynają rządzić w Polsce?

W październiku 2023 roku Polacy mieli okazję wziąć udział w referendum, w którym postawiono cztery pytania dotyczące m.in. sprzedaży majątku państwowego, imigracji, wieku emerytalnego oraz granic UE. Referendum odbywało się równocześnie z wyborami parlamentarnymi, co oczywiście nie było przypadkiem, tylko elementem strategii rządzącej partii, mającej na celu zmobilizowanie i poszerzenie elektoratu .

Zamiast być zwykłą formą konsultacji społecznej, referendum stało się narzędziem w rękach polityków i mediów do prowadzenia kampanii populistycznych. Frekwencja wyniosła zaledwie 40%, co sprawiło, że referendum okazało się niewiążące. Pytania zostały sformułowane w sposób wywołujący kontrowersje, co było szeroko krytykowane w debacie publicznej.[3][4]

Czy rzeczywiście tak istotne było to, kto organizuje referendum? Czy kluczowym było to, jak sformułowano pytania? Czy naprawdę większość ludzi jest aż tak głupia, że ma problemy z czytaniem ze zrozumieniem? I dlaczego, jak na rozkaz, po komendzie wydanej przez TV ludzie masowo sabotowali narzędzie demokratyczne (które służyło  do wyrażenia przez nich wiążącej opinii), dodatkowo będąc dumnymi ze swojej „obywatelskiej postawy”?  Po samym referendum dopilnowano, aby Ci, którzy podjęli decyzję o niegłosowaniu, byli przekonani, że zrobili to – co było najlepsze; Oczywiście klasycznie dla mainstreamu powoływano się na tzw. „autorytety”  Na tym nie koniec. [5]

Trzeba powiedzieć to wprost i bez lęku – bojkot referendum w roku 2023 był zaplanowaną i zrealizowaną we współpracy z mediami głównego nurtu akcją opozycji, przygotowującą grunt pod planowane ustawodawstwo po – jak słusznie założyli – zwycięskich wyborach. Cała akcja w ideologicznych założeniach znakomicie wpisywała się w doktrynę i stosunek KO do obywateli, czyli „nie jesteś w stanie sam się rządzić, zostaw to mądrzejszym od siebie”. Komu? Oczywiście im. Poziom pogardy intelektualnej wobec innych jest widoczny na każdym kroku, gdy słuchamy coraz to „lepszych” wypowiedzi polityków rządu. [6]

Jak zginęła referendalna idea – medialna nagonka i polityczna polaryzacja

Media odegrały kluczową rolę w kształtowaniu opinii publicznej wokół referendum. Z jednej strony publiczne i prywatne media w sposób agresywny krytykowały samo referendum, sugerując, że jest to wyłącznie polityczne narzędzie mające na celu wsparcie rządzącej partii. Krytyka pochodziła nie tylko z lewej strony sceny politycznej, ale również z prawej, co doprowadziło do niezwykłej mobilizacji mediów przeciwko referendum. Czy to nie wydaje się idiotyczne? Cały im[7]pet szedł nie przeciw konkretnej partii, ale przeciw referendum samemu w sobie, tak jakby koncept ludzi decydujących o sprawach dla nich ważnych był tak niedorzeczny, że nawet nie powinno się  z nim dyskutować.

Szczególną uwagę zwracały akcje, takie jak te prowadzone przez prywatne stacje telewizyjne, które dosłownie instruowały, jak nie brać udziału w referendum, wprost sugerując, że bojkot głosowania jest słusznym wyborem. Takie działania to próba delegitymizacji procesu demokratycznego. Jednak warto podkreślić, że krytyka samego faktu referendum, choć często gwałtowna, stanowiła istotny element wolności słowa, bez której publiczna debata nie mogłaby istnieć.

Wypaczenie idei referendum – polityczna strategia?

Zamiast stanowić platformę do otwartej dyskusji nad ważnymi kwestiami, referendum z 2023 było postrzegane jako element politycznej gry. Krytycy podkreślali, że pytania referendalne zostały sformułowane w sposób mający na celu zmobilizowanie konserwatywnego elektoratu, co miało przynieść korzyści partii rządzącej.

To podejrzenie zostało potwierdzone przez wyraźny podział na „my” i „oni” – zwolenników referendum i jego przeciwników. Polaryzacja ta była wyraźna zarówno w mediach, jak i w społeczeństwie, co sprawiło, że debata na ten temat stała się narzędziem walki politycznej niż rzeczywistą refleksją nad referendalnymi pytaniami.

Populizm zamiast przekonań?

Referendum 2023 jest przykładem, jak populistyczne strategie polityków mogą przesłonić rzeczywiste intencje demokratycznych procedur. Zamiast zachęcać obywateli do świadomego podejmowania decyzji, referendum stało się elementem walki o poparcie, w której media odegrały kluczową rolę, wspierając lub zwalczając jego ideę w zależności od linii politycznej. Po raz kolejny.

Choć nie brakuje głosów krytycznych wobec całego przedsięwzięcia, istotne jest, aby zauważyć, że medialne działania mogły wprowadzić w błąd znaczną część społeczeństwa. W efekcie, zamiast być wyrazem woli narodu, referendum stało się ofiarą medialnych manipulacji i politycznej gry, w której Polakami zaczynają rządzić media i populizm, a nie ich własne przekonania. Czy rzeczywiście był to wynik, na który zasługuje polska demokracja?

Uśmiechnięte referenda – bo nasze jest lepsze

Kiedy na dobre jeszcze nie opadł wyborczy kurz, zwycięska opozycja (teraz będąca już rządem) szumnie zapowiada unieważnienie ostatniego referendum i organizację… kolejnych referendów. Dokładnie tak! Donald Tusk bezczelnie patrzy w oczy i oświadcza, że referendum nie będzie, zupełnie tak jak wcześniej bez zawahania stwierdził, że swoich obietnic po prostu nie zrealizuje. Poziom kłamstwa i bezczelności wymknął się spod kontroli – za przyzwoleniem społeczeństwa ignorantów. Bez ogródek i cienia wstydu wypowiedział się na temat „unieważnienia” wyników referendum, niczym cesarz strzepujący muchę z purpurowej szaty.[8]

Nie minęło wiele czasu, gdy uśmiechnięci Polacy, przecież najwięksi entuzjaści demokracji, poczęli wychodzić z propozycjami własnych referendów – i tutaj robi się ciekawie.

Referendum w sprawie aborcji weszło na sztandary pewnych środowisk, stając się płonącym mieczem demokracji, tak przecież nieobecnej – w ich mniemaniu – w czasach dyktatorskich rządów PiS-u. Kampania społeczna i medialna oraz osobiste wypowiedzi najważniejszych członków rządu wskazywały jasno, że od teraz  władza będzie współdzielona z ludem, a obywatele pytani o zdanie. Jeden z głównych postulatów opozycji wreszcie zostanie odkurzony, a sprawa szybko załatwiona. To znaczy – poddana pod głosowanie. W tym wypadku wątpliwości co do politycznego charakteru tego referendum nie było. Poziom hipokryzji i szlacheckiej mentalności kapryśnego zarządcy folwarku jasno widać na przykładzie referendum aborcyjnego. Jeśli coś jest po naszej myśli – to demokracja, ale jeśli przestaje być – to już faszyzm, ruska agentura, na pewno oszołomy z PiS  i brunatna fala podnosząca łeb.[9]

Cechą immanentną rządów w Polsce od zawsze było feudalno – pańszczyźniane traktowanie obywateli – poddanych, które pięknie manifestuje się w osobie marszałka Hołowni. Znany z osiągania wyżyn hipokryzji Szymon Hołownia, jak zwykle w formie, popisuje się kolejnymi stwierdzeniami, dobitnie pokazując środkowy palec wszystkim obywatelom i jasno dając do zrozumienia, że w oczach rządzących jesteśmy nikim. Oczywiście referendum żarliwie poparł – „Kto chce zmiany prawa aborcyjnego – ten popiera referendum”. No po prostu farsa. [10]

Wszystko brzmiało rewelacyjnie aż do momentu, kiedy zaproponowano referendum w sprawie przyjęcia przez Polskę euro. Marszałek Szymon Hołownia zakpił wtedy z demokracji i zlekceważył wolę obywateli do sprawowania referendalnej kontroli nad rządem, biorąc udział w teatrze politycznej pogardy. To on powiedział, że nawet jeżeli referendum w sprawie przyjęcia przez Polskę euro okaże się negatywne – to rząd i tak nie uzna jego wyników, a samą walutę przyjmie. Bo, jak powiedział, „Polska zobowiązała się do przyjęcia euro wstępując do UE” (nie jest to prawdą). Podobnie sprawa miała się z referendum w sprawie relokacji imigrantów – po co pytać? Skoro wszystko jest jasne? Niech się pan wstydzi, Panie marszałku, jeśli Pan potrafi.[11]

Donald Tusk jako premier, bez ogródek i cienia wstydu, bez najmniejszej próby zachowania pozorów stwierdził wprost, że zwyczajnie odrzuca wybrane referendalne propozycje. W podobnym tonie wypowiedział się na temat „unieważnienia” wyników referendum. Potrafił wprost nazwać (samą instytucję) referendum „polityczną picerką”.[12]

Dlaczego tak się zachowuje? Dlaczego tak bardzo przesuwa granice? Odpowiedź jest prosta – on wie, że tego oczekuje jego elektorat. Elektorat, który nazwałem na początku tego eseju  dobrowolnymi niewolnikami. Wszystko układa się w całość. Politycy nie są ani bezczelni, ani głupi. Są bezwzględnie wyrachowani. I to jest przerażające. Lubię mawiać, że ci poprzedni byli po prostu głupi, ale tych obecnych zwyczajnie się boję.

Referendum nie jest polityczną picerką, a podstawą solidnej demokracji. Gdy demokracje były małe, tak właśnie rządzono, gdy rozrosły się do milionowych molochów, taśmowo produkujących pasożytnicze elity biorców, beneficjentów netto systemu – zaczęto wybierać pośredników, a ci olali zarówno własne narody, jak i ludzi, którzy ich wybrali. Każda demokracja pozbawiona bezpieczników w postaci choćby referendum czy obywatelskiej kontroli – na przykład audytu, interpelacji lub protestów – zmienia się w autorytaryzm, prowadzący nieuchronnie do  totalitaryzmu.

Przypominam, że wszystkie te działania, wypowiedzi i czyny wychodzą spod ręki ludzi, którzy tak rozpaczliwie wyli, będąc w opozycji i błagając o choćby haust demokracji, jakby ta była dla nich powietrzem. Jak widać zawsze była dla nich relatywna. „Demokracja jest wtedy, gdy my wygrywamy” – to hasło , które chyba nigdy się nie zestarzeje. Żeby była całkowita jasność – bo do głowy krytyków przyjdzie w pierwszej kolejności nazwanie mnie pisowcem (ponieważ pozytywnie mówię o referendum) lub konfederatą (bo ośmieliłem się poruszyć temat aborcji inaczej, niż mówi o nim lewica), albo kimkolwiek innym –  to pragnę wyraźnie powiedzieć i dobitnie zaznaczyć, żeby nie było wątpliwości: wszystkich was, szanowni politycy, miernoty i pasożyty społeczne pakuję do jednego worka. Dla mnie różnicie się tylko kolorem krawata, a każdy jeden – taka sama…..

Czy my jesteśmy głupi?

Na zakończenie warto wrócić do sabotażystów demokracji i ignorantów, jakich opisałem na początku. Czy skala oraz mnogość zdarzeń na naszej scenie politycznej naprawdę nie są już w stanie nikim wstrząsnąć? Czy na dobre i na stałe z aktywnych, partycypujących obywateli zmieniliśmy się w niemych obserwatorów zdarzeń, traktujących własne życie i żywotne sprawy kraju jak film lub reportaż, albo grę na ekranie?  A może zawsze tak było? I Polacy, niczym folwarczny chłop z pyzatą mordą tylko czekają na solidny policzek od pana, który powie mu, co ten ma robić?

Do jakiej bezczelności i podłości trzeba będzie się jeszcze posunąć i co rządzący będę musieli zrobić, aby ludzie obudzili się z apatycznego letargu i wreszcie zaczęli działać? W imię swoich własnych interesów – niczyich innych! Nikt nie mówi o porwaniu w dłoń karabinu i stawianiu barykad na ulicach – co to, to nie. Myślę że odłożenie smartfona  i poczytanie na temat tego, co się dzieje wokół, byłoby na chwilę obecną kolosalnym sukcesem,  przynajmniej w przypadku połowy Polaków.

Czy warto? Czy opłaca nam się bycie biernym chłopem, niewolnikiem, dostawcą wiecznie przepalanego haraczu, na którego spadają razy i wierzącym w to, że kiedyś będzie lepiej? Nie – nigdy nie będzie lepiej, jeśli wciąż będziemy tylko na to liczyć, a własnych spraw nie weźmiemy w swoje ręce! Nie będzie to zadanie łatwe, nie będzie przyjemne i komfortowe.  Więcej – okazać może się problematyczne i męczące, a nawet ryzykowne lub niebezpieczne. Ale choć nie znam wyniku zmagań, to wszystkich, którzy zdecydują się walczyć, coś zmienić i wziąć na własne barki choć odrobinę odpowiedzialności zapewniam, że warto. Jeśli nie teraz, to kiedyś z pewnością się to opłaci. A jeżeli nie nam dane będzie jeść owoce swojej pracy, to zjedzą je nasze dzieci lub rodzina, wdzięczni za to, że nie przespaliśmy decydujących lat.

Niech żyje wolność – ta prawdziwa

[1][1] https://www.rp.pl/edukacja-i-wychowanie/art40804521-zakaz-wyjazdu-dzieci-na-wakacje-w-roku-szkolnym-wiceministra-komentuje https://lawyersoffice.pl/artykuly/nowelizacja-ustawy-brak-mozliwosci-odmowy-przyjecia-mandatu/ https://kpmg.com/pl/pl/home/insights/2022/12/legal-alert-nadchodzace-zmiany-w-prawie-bankowym.html https://www.lex.pl/bezprawne-blokowanie-rachunkow-bankowych-stir-przez-organy-podatkowe,22342.html

https://www.forumginekologii.pl/artykul/rejestr-ciaz

[2] https://siecobywatelska.pl/nie-daj-sobie-wcisnac-referendum/

[3] https://samorzad.pap.pl/kategoria/aktualnosci/frekwencja-w-referendum-4091-proc-wynik-referendum-nie-jest-wiazacy

[4] https://www.newsweek.pl/polska/polityka/referendum-2023-jakie-sa-pytania-w-referendum/0ds0105

[5] https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/referendum-mogloby-miec-sens-gdyby-padly-te-oto-pytania-opinia/pcd2jme

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/wyniki-referendum-2023-exit-poll-wskazuje-porazke-pis/tlr0tpb

https://www.bankier.pl/wiadomosc/Byly-premier-tlumaczy-co-jest-nie-tak-z-pytaniami-w-referendum-8627500.html

https://www.rp.pl/opinie-prawne/art39272041-ewa-szadkowska-numeru-z-referendum-ciemny-lud-nie-kupil

[6]  https://tvn24.pl/wybory-parlamentarne-2023/referendum-2023-jakie-4-pytania-zostana-zadane-15-pazdziernika-jak-nie-brac-udzialu-w-referendum-st7385758

[7] https://oko.press/referendum-bojkot-glosowanie https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,30266817,zapytalem-politykow-opozycji-o-oficjalne-stanowiska-w-sprawie.html

[8] https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/9276158,referendum-2023-donald-tusk-uroczyscie-uniewazniam-to-referendum-pi.html

[9] https://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-holownia-o-aborcji-lewica-tez-wolala-o-referendum-co-sie-zmi,nId,7393945#crp_state=1

https://www.akcjademokracja.pl/referendum-sfinansuje-kampanie-pis/

[10] Szymon Hołownia: kto chce zmiany prawa aborcyjnego w tym roku, ten popiera referendum | Polska Agencja Prasowa SA

https://wgospodarce.pl/informacje/139881-holownia-zapowiada-euro-w-polsce

[11] https://www.tvpparlament.pl/70583804/holownia-o-referendum-ws-relokacji-migrantow-chodzi-o-mobilizacje-przedwyborcza

[12] https://www.youtube.com/watch?v=HyCkq_WBeTo