Publiczna impreza

Wiemy w jakim miejscu żyjemy. W wielkim rogu obfitości, do którego wrzucamy wszyscy, a mądrzy włodarze odpowiednio dzielą i pożytkują nasze środki, tak aby jak najlepiej zaspokoić nasze potrzeby, bo przecież nie potrafimy robić tego sami. Rzecz jasna w ich mniemaniu. W całym, wielkim gąszczu etatystycznych fantazji, publicznego finansowania, dotacji, dopłat, danin, „własności publicznej” (czymkolwiek ona jest) i szeregu innych narzędzi i mechanizmów współczesnego państwa zaskakuje to, jak niewiele uwagi przykuwa jeden fakt. Jest to publiczne finansowanie sportu, kultury i sztuki.

Temat ten co prawda jest okazjonalnie dyskutowany, ale raczej w małych grupach osób o poglądach wolnościowych, i nie przebija się szerszym echem do głównego nurtu. Kiedy słyszymy o sprawach z takim finansowaniem związanymi, są to zazwyczaj utarczki klubów sportowych, teatrów lub artystów święcie oburzonych faktem, że w tym roku, kwartale (czy jak tam rozliczają swoją jałmużnę) otrzymali mniej niż poprzednio lub mniej, niż oczekiwali. Sytuacja staje się swoistym spektaklem oburzenia (w który nierzadko angażuje się politykę, nawet na szczeblu krajowym lub międzynarodowym), kiedy ministerstwo kultury zdecyduje, że finansowanie zostanie zmniejszone, zawieszone lub zakończone całkowicie.

Jako przykład można podać tutaj sytuację, w której gwiazdą był nikt inny, jak znana aktorka – Krystyna Janda. Otwarcie w wywiadach dla prasy stwierdzała, że „za poprzedniej władzy mieliśmy lepiej” i tęskni za czasami, gdy hojnie wspierało ja ministerstwo kultury. [1][2] Rzeczona aktorka jednak chętnie przyjmowała dotacje również od nowego rządu. Ogromną hipokryzję biorców takich dotacji obnaża fakt, że dla nich nie ma wielkiego znaczenia, skąd płyną środki. Powszechnie przecież wiemy, że „pieniądz nie śmierdzi”.

Sprawa wygląda jeszcze ciekawiej, kiedy przyjrzymy się działalności sportowej. [3]Rządowe finansowanie przysługuje nawet najmniejszym z podmiotów, wypłacane jest regularnie, a z roku na rok pojawiają się kolejne programy, mające na celu sportową aktywizację czy też promocję sportu wśród najmłodszych, seniorów, na prowincji czy gdziekolwiek. Pieniądze z kasy państwa dostają wszyscy. Może nadejdzie czas dotacji dla zwykłych ludzi za chodzenie na siłownię?  Na koniec dodać można, że klubom sportowym dodatkowo  przysługują różnego rodzaju ulgi i zwolnienia.[4]

Narodowe bożki

Niech wszelkie opatrzności w opiece mają tych, którzy ośmielą się odebrać to, co należne narodowym fetyszom – piłce nożnej, filmografii czy publicznym produkcjom które, co warto zaznaczyć, do najwybitniejszych nie należą. Na pewno nie wszystkie Można zapytać – komu to przeszkadza? Ile niby na to idzie tych pieniędzy? Nie przesądzajmy, przecież nie wszystko musi być dla zysku. Pewne rzeczy mają wartość innego rodzaju – tworzą kulturę, sztukę, wzmacniają poczucie estetyki, jedności, łagodzą obyczaje lub są zwyczajnie rozrywką, pielęgnują dziedzictwo, emocje. Przyciągają również biznes i inwestycje, poprawiają rozpoznawalność kraju i regionu.

Brzmi całkiem przekonująco. Ewidentnie plusy górują nad nielicznymi „widzimisię” marudnych samolubów. Odkładając na bok emocje, zagłębmy się w skalę i rozmiary tego, jak wielką przepalarnią pieniędzy jest właśnie „publiczna” sztuka i sport, i jak bezsensowne jest ich wspólne, publiczne finansowanie co do zasady.

Lubię kino a ty sport

Na sam początek – mała rozgrzewka, w formie eksperymentu myślowego. Tak, aby nie bić piany od pierwszych linijek, bo rzeczy, o których tutaj napiszę, będzie naprawdę sporo, i jak wcześniej wspomniałem, budzą one sporo kontrowersji. Przyjaciele i rodzina często pytają się o swoje pasje, hobby, upodobania i preferencje. I co oczywiste, są one bardzo różne. Jedni kochają pływanie, innych pasjonuje piłka nożna czy koszykówka. W kwestiach kultury wybór i gusta są jeszcze bardziej zróżnicowane, no bo przecież mamy film, teatr, operę, literaturę –  wymieniać można bez końca. Nie ma tutaj jedności.  Jeśli poproszę kolegę z pracy, aby zapłacił za mój i żony bilet do kina na „Terminatora”, jako argument podając że lubimy kino sic-fi, on popuka mi palcem w czoło. Podobnie zareaguję ja na jego żądanie zasponsorowania niedzielnego wyjścia z dziećmi. na mecz jego ukochanej drużyny siatkarskiej.  I słusznie.

Szokuje fakt, że w skali makro nie tylko nie działają podobne mechanizmy, ale są one wręcz niezauważalne i ignorowane przez ogół społeczeństwa. Nie wszyscy lubimy to samo, nie wszystkim nam to samo się podoba, tak jak nie wszyscy wyznajemy taką samą religię lub wartości. Ale cóż, kiedy jedne aspekty rozgranicza się, ocierając niemal o tabu, tak inne w ogóle nie są poddawane dyskusji, a ogółu społeczeństwa nie pyta się o jakiejkolwiek opinie w ich sprawie. Dlaczego kolejny obszar naszego życia stał się polem powszechnej ignorancji?

Sportowe emocje i biało – czerwone orły

I teraz czas na mocne wejście na naprawdę grząski grunt, narodowy czempion, świętość większa niż cokolwiek innego – SPORT.  W naszym kraju (ale nie tylko) przybrał on charakter wręcz parareligijnego kultu. W szczególności jeśli chodzi o piłkę nożną.

Całkiem niedawno prezydent Rzeszowa, Konrad Fijołek zadeklarował wolę budowy nowego stadionu. Cytując prezydenta: „ Aby Rzeszów stał się metropolią, musimy realizować projekty takie jak ten”. Będzie to obiekt lekkoatletyczny i piłkarski. Nowy obiekt ma być nowoczesny, funkcjonalny oraz być przystosowany do wydarzeń na poziomie europejskim. No i ma kosztować około 200.000.000 PLN. Na razie. Całej sprawie przez lata towarzyszyły burzliwe dyskusje pomiędzy władzami, kibicami, sportowcami, inwestorami i potencjalnymi sponsorami. No właśnie – mieszkańcy tutaj nie dyskutowali. Większość z nich zwyczajnie nie była zainteresowana tym tematem. Ponadto, niezbyt zostało to umożliwione większym grupom. Bo w sumie to logiczne – temat bezpośrednio ich nie dotyczył. To sprawa samych zainteresowanych.

Osoba czytająca ten artykuł  zada sobie pytanie: „Dlaczego ma mnie interesować sprawa stadionu  w jakimś  mieście we wschodniej Polsce?”. Odpowiedź jest prosta dlatego, że stadion ma zostać sfinansowany niemal wyłącznie z publicznych pieniędzy, czyli po prostu z podatków WSZYSTKICH. Większą część kwoty potrzebnej na inwestycję wyłożyć ma Miasto Rzeszów, kolejną samorząd województwa a około 60 milionów – Ministerstwo Sportu, czyli sprawa wzrasta do poziomu krajowego. To niedawny przykład, ale żeby nie być gołosłownym i nie uprawiać tzw. „cherry pickingu” przedstawię jeszcze kilka podobnych sytuacji.

Szał rozdawnictwa

Klubów, drużyn, stowarzyszeń i organizacji sportowych w Polsce są tysiące. Z wiadomego powodu skupmy się tutaj na klubach piłkarskich, choć i inne dyscypliny niewiele tutaj ustępują. Z kronikarskiego obowiązku wspomnę tylko o reprezentacjach narodowych, które naprawdę z różnym skutkiem pokazują osiągnięcia narodowego sportu za granicą. Pieniądze dostają jednak zawsze, a gdy wygrają, dostają ich po prostu więcej. A kiedy tylko ktoś ośmieli się publicznie zakwestionować, czemu mamy dofinansowywać kariery młodych, obiecujących i ubogich sportowców, spada na nas kolosalna fala ostracyzmu. Jedni z rogu dostaną, a inni nie, i jak wspomniałem na początku, dyskusja zatrzymuje się wyłącznie na etapie  – ile? komu? kiedy?

Kilka przykładów, choćby z tego roku można tutaj rzucić jak z rękawa:

  • Stadion Radomiaka Radom na który miasto otrzymało 30.000.000 PLN z programu Polski ład, resztę ma dołożyć gmina ze środków „własnych”. Czas realizacji – około 21 miesięcy
  • Opole – tamtejszy stadion kosztować ma 170.000.000 PLN. Zakończenie inwestycji planowane jest na grudzień 2024.
  • Zabrze. Za 282.000.000 PLN ma tam do roku 2025 powstać nowy stadion. Na uwagę zasługuje tutaj fakt, że tylko jedna firma złożyła ofertę do przetargu. [5] Tutaj również w ramach inwestycji maja powstać obiekty takie jak restauracje, klub biznesowy i salon odnowy biologicznej.
  • GKS Katowice ma otrzymać nowy obiekt, a właściwie cały kompleks. Projekt ten ma być dofinansowany w ramach „Funduszu Odporności” na kwotę 16.000.000 PLN. (nie jest to pierwsze dofinansowanie). Całkowity koszt projekty ma wynieść 205. 000. 000 PLN. Zakończenie prac planowane jest na sierpień 2024

Dofinansowania, specjalne programy, rządowe fundusze i inicjatywy. Niekończąca się spirala transferów pieniędzy. Kwoty robią wrażenie, a w skali kraju będą to miliardy złotych. Pamiętajmy również, że wszelkie kwoty początkowe nie będą kwotami końcowymi. Wpływ na to będzie miała sytuacja gospodarcza, ceny materiałów, sytuacja na rynku pracy i inflacja. Zwróćmy także uwagę na zawrotne tempo! Dwa, trzy lata i wielkie, infrastrukturalne projekty z całym zapleczem, takim jak budynki administracyjne czy parkingi, są gotowe do użytku. Jak wspaniale byłoby, gdyby w równie piorunującym tempie oddawano do użytku elektrownie jądrowe, lotniska, sieć kolejową, drogi szybkiego ruchu i autostrady. Ale pamiętajmy – sa priorytety.

Korzyści i straty

Chciałbym, żeby to było jasne: nie jest moją intencją wrzucanie przysłowiowego g… w wiatrak. Nie zamierzam kogokolwiek prowokować a później patrzeć, jak świat płonie. O pewnych rzeczach jednak należy napisać. Inwestycje tego rodzaju mogą nieść (i zazwyczaj niosą) szereg niezwykle pozytywnych  i dochodowych rezultatów. Możemy tu wymienić.

  • Rozwój infrastruktury. Stadion może służyć nie tylko sportowi, ale również wydarzeniom kulturowym, sportowym, biznesowym, targowym, koncertom, zjazdom i konferencjom.
  • Przyciągnięcie biznesu w ramach promocji klubu oraz sponsoring, co w przypadku sportowych sukcesów oznacza wielką reklamę, tak dla klubu jak i dla miasta (Jako przykłady mogą posłużyć Barcelona i Manchester)
  • Wraz z drużynami sportowymi w parze idzie rozwój mniejszego biznesu: catering, zaopatrzenie, produkcja materiałów, transport, konserwacja, usługi dla biznesu, szkółki sportowe, które w przyszłości wydadzą na świat sportowców dobrych lub nawet wybitnych i znakomicie aktywizują lokalną społeczność.
  • Producenci sportowej odzieży i akcesoriów także tu zyskują (np. polska firma 4F). Sponsorami są także firmy zagraniczne.
  • Promocja regionu. Ten argument trafia chyba do najszerszego grona ludzi. Rozpoznawalny klub z okazałym stadionem to wizytówka mówiąca sama za siebie.

Wszystko brzmi rozsądnie i spójnie, co więcej korzyści są przytłaczające. Uważam jednak, że można, a nawet trzeba wdać się tutaj w polemikę. Po pierwsze dlatego, że mimo swojej  solidności , wymienione korzyści to tylko ogólniki. Po drugie – stadiony i cała infrastruktura, która końcowo, umożliwi spełnienie wymienionych korzyści,  finansowana jest w wielkiej mierze z budżetu, czyli z podatków. I to jest sedno sprawy, które omówiłem wcześniej. Bo nikt nikogo nie pyta, czy chce sponsorować coś, co po prostu go nie obchodzi lub nie ma dla niego większej wartości. Możliwości weryfikacji potencjalnych korzyści w perspektywie lat w wiarygodny sposób jest naprawdę niewiele i są one niedokładne. Mają charakter myślenia życzeniowego. Trwające projekty infrastrukturalne tego typu sa niezwykle kosztowne, ich koszt wzrasta w trakcie realizacji i obciążają one budżety lokalne w ogromnym stopniu,. blokując środki, które można byłoby wykorzystać gdzie indziej.

Co z tego mam ja? –  zapyta co drugi mieszkaniec. No właśnie TY, drogi mieszkańcu lub mieszkanko nie masz z tego nic i nawet nie masz szansy się wypowiedzieć na ten temat. Musisz jednak zapłacić za to, aby władze miały dobrą prasę, aby wielkie firmy mogły się promować dzięki rozwijającym się drużynom, aby wąska grupka ludzi mogła czcić za cudze pieniądze narodowego bożka w świątyniach swojego kultu wybudowanych wspólnym wysiłkiem wszystkich.

Warto tutaj podkreślić dlaczego stadion, hala, tor, boisko czy cokolwiek z czego skorzysta kilka bogatych firm w celach promocyjnych, lobby budowlane i niewielka grupa mieszkańców, staje się priorytetem inwestycji strategicznych, szczególnie kiedy podstawowe projekty infrastrukturalne (obwodnice, kolej regionalna, tramwaje, tunele, wiadukty, wymiany sieci wodociągowych i energetycznych, infrastruktura drogowa, parkingi, systemy Park and Ride, energetyka lokalna) wciąż nie są ukończone?  A przecież to rzeczy niezbędne! To infrastruktura z której korzystają bez wyjątku wszyscy. To krwioobieg gospodarki potrzebny do przesyłu dóbr, ludzi i świadczenia usług. To w końcu kręgosłup biznesu z którego w sposób bezpośredni lub pośredni korzysta każdy. Bo czy się to komuś podoba czy nie, woda, prąd i towary w sklepie potrzebne są wszystkim.

Żyzne pole dla korupcji

Warto napisać też kilka słów o romansie sportu z władzą. Sprzężenie struktur zarządczych sportu z władzami jest wprost oszałamiające. Lokalne kluby, klubiki i związki mające swoje zarządy – podobnie jak spółki skarbu państwa – służą za katapulty lub przechowalne dla „krewnych i znajomych królika”. Ale w ten temat po prostu nie ma po co się zagłębiać, bo powstałby artykuł w artykule.

W tym całym gąszczu wzajemnych powiązań, gdzie ręka rękę myje, pieniądze wędrują do „właściwych” kieszeni, ale Ci, którzy sfinansowali ten złoty róg, mogą co najwyżej pójść sobie na koncert, za który oczywiście zapłacą. Środowiska tego typu i wielkie inwestycje, jak na przykład budowa stadionów, są z natury korupcjogenne. Największym polem do popisu okazało się oczywiście organizowanie ogromnej imprezy – Euro 2012. Towarzyszyła jej, rzecz jasna, radosna euforia ze wspomnianych wcześniej niebagatelnych korzyści , bo do kraju przyjechało ponad 650 tysięcy osób, które zostawiły u nas ponad miliard złotych[6]. Jednak nie oszukujmy się, to jest kropla w porównaniu z kosztem organizacji całego przedsięwzięcia, które według ostrożnych szacunków kosztowało około 80 miliardów złotych.

W gratisie dostaliśmy szereg nierentownych i pustych stadionów, których miesięczne utrzymanie kosztuje od kilkuset tysięcy do nawet miliona złotych. [7] Kolejnym był szereg afer, zaniedbań, oskarżeń korupcyjnych i innych wtop, w sprawie których śledztwa prowadził m.in. NIK. Wszystko rozeszło się jednak „po kościach”. Przecież to nie moje pieniądze – powiedział każdy – tylko niczyje. Ale jaka była impreza! Endless summer. To właśnie przed organizacją Euro 2012 grzmiano o „skoku cywilizacyjnym”, jaki dokona się dzięki byciu gospodarzem tej imprezy. Skok był wielki, ale niestety nie cywilizacyjny. Bolesne było natomiast lądowanie po tym skoku.

Nie zapominajmy  o słynnej aferze stadionowej we Wrocławiu. W roku 2015, kiedy to NIK doniósł o kwocie ponad 300 000 000 złotych starty wynikającej z niegospodarności. Bo kwestie budowania to jedno, natomiast kwestie zarządzania i utrzymania stadionów po mistrzostwach są materiałem już na osobny artykuł.  Afera stadionowa we Wrocławiu dotyczyła budowy stadionu miejskiego, który miał być gotowy na Euro. Główne zarzuty dotyczyły nieprawidłowości w procesie przetargowym, nadużyć finansowych oraz podejrzeń o korupcję. W wyniku śledztwa i kontroli organów państwowych wykazano szereg nieprawidłowości, w tym m.in. w procesie wyboru wykonawcy, przekroczenie kosztów budowy, a także podejrzenia o korupcję.

Skutkiem afery było m.in. unieważnienie niektórych umów oraz zmiana wykonawcy części prac. Dochodzenie w tej sprawie trwało przez dłuższy czas, a konsekwencje prawne dotknęły zarówno przedstawicieli władz lokalnych, jak i firm budowlanych. Jak widać zarówno lokalnie jak i globalnie – pieniądze trafią zawsze tam, gdzie trzeba. [8] Nie muszę chyba wspominać, że gdyby tego typu przedsięwzięcia miały charakter wyłącznie prywatny, lub w dominującej mierze prywatny, takie sytuacje zostałyby zminimalizowane. Z prostego powodu – priorytetem byłby zysk. Gdy wmiesza się w to państwowego pośrednika, może być już tylko gorzej.

Rozwiązania

Dlaczego sport nie finansuje się sam? Czemu wszyscy w równym stopniu utrzymujemy lekkoatletykę, piłkę nożną, pływanie, jeździectwo i inne dyscypliny, którymi zazwyczaj zainteresowana jest konkretna, wąska grupa? Czemu sport, sztuka czy związki nie są wyłącznie finansowane z datków i wpłat swoich członków oraz środków od pozyskanych sponsorów? Na to pytanie nie ma odpowiedzi i chyba liczba korzyści rozmywa się w oceanie negatywów.

Dodatkowo, decyzje w kwestiach wielkich projektów i imprez na wielką skalę, podejmowane są arbitralnie  i realizowane kosztem innych, bardziej potrzebnych projektów i inwestycji. Nie da się przewidzieć, czy  w ciągu 10 lat nie nastanie kryzys spychający imprezy, wydarzenia sportowe, targi i inne podobne rzeczy na ostatni plan. Można za to stwierdzić z całym przekonaniem, że wodociągi i autostrady potrzebne będą zawsze, szczególnie  w czasie kryzysu.

Dlaczego prywatni inwestorzy nie finansują infrastruktury sportowej? O ile lepszym rozwiązaniem byłoby, aby inwestycje, z których dane firmy będą czerpać milionowe zyski były przez nie finansowane w całości lub w większości. Aby ułatwić inwestorom działanie w takich obszarach, miasto lub władze lokalne mogą zastosować np. szereg ulg podatkowych dla podmiotów, chcących realizować tego typu inwestycje, a także wdrożyć inne ułatwienia. Inwestorzy tanim kosztem będą mieli zbudowane źródło dochodu, natomiast chętni mieszkańcy mogliby korzystać z tej infrastruktury odpłatnie, po niskich kosztach (arbitrem w negocjacji cen mogłyby być władze miasta).

No właśnie – miasto, czyli władze. Oni nie powinni upominać się o nic, ich zadaniem w tej układance jest służyć, a nie wciąż sięgać do naszych kieszeni po kolejne pieniądze i nieustannie uszczęśliwiać nas  „wspaniałymi, regionalnymi projektami infrastrukturalnymi, dla sportu, kultury, biznesu  od nas – dla was”.  Za niechciane prezenty wszyscy chyba uprzejmie podziękują. Zwłaszcza, że potem dostaną za nie rachunek.

Publiczne finansowanie prywatnych inwestycji?

Tak, dokładnie. Jeszcze ciekawiej zaczyna się robić, gdy dochodzi do sytuacji, gdzie z budżetu miasta wspiera się inwestycje prywatne. Jako świetny przykład można podać tu stadion Legii, który kosztował budżet m.st. Warszawy ponad 500 000 000 złotych, a właścicielem klubu była grupa ITI. Cytując materiał  z portalu Wirtualna Polska[9]  i wypowiedzi kibiców:

ITI dzierżawi teren za grosze, za darmo dostanie stadion, wejdzie z Legią na giełdę. Potem sprzedając akcje, wycofa swój kapitał i nadal będzie zarabiało na obiekcie. A warszawiacy to sfinansują – mówią sympatycy Klubu Piłkarskiego Legia.

Choć bardzo uproszczone – to chyba jest najlepsze podsumowanie. Wielki biznes i polityka tańczą sobie na głowach podatników, którzy albo nic z tym nie mogą zrobić, albo zwyczajnie ich to nie obchodzi. A powinno. Proszę wyobrazić sobie 500 milionów w gotówce w nominałach 100 PLN leżących w salonie waszego mieszkania. Może to uzmysłowi, jakie pieniądze przechodzą przez ręce wszystkich zaangażowanych.

Warto też dodać, że stawano wtedy przed dylematem: metro lub stadion. A mówimy tutaj o jednym z najmniejszych systemów kolei podziemnej, zapóźnionym w stosunku do innych, europejskich stolic o kilkadziesiat lat. O infrastrukturze krytycznej dla funkcjonowania gospodarki największej metropolii w Europie Środkowej. Co okazało się wtedy priorytetem?

Kultura dla Pana, Pani….

W ostatnich latach łatwy dostęp do finansowania, spowodował wysyp setek instytucji z szeroko pojętej kultury. Zatem wracając do samego początku artykułu, ludzkich upodobań, gustów i guścików, zadajmy pytanie – czym jest kultura? Z pomocą przychodzi nam słownik języka polskiego:

kultura to materialna i umysłowa działalność społeczeństw oraz jej wytwory.

Zadajmy sobie pytanie, czy każda materialna, a w szczególności umysłowa działalność człowieka jest dobra. I czy wytwory przykładowo mojego umysłu (ten artykuł) spodobają bez każdemu człowiekowi i czy powinienem oczekiwać opłaty od wszystkich? Nawet tych, którzy go nie przeczytają? Czysty nonsens.

Jednak zmuszeni jesteśmy na każdym kroku finansować rzeczy, które nie tylko nas nie interesują lub nam się nie podobają, ale wręcz mogą nas obrzydzać lub budzić nasz otwarty sprzeciw, bo bezpośrednio lub niebezpośrednio są wymierzone w nas i w nasze interesy albo godzą w nasze poglądy, wierzenia lub zasady. Pod płaszczykiem kultury przemyca się różne polityczne i ideologiczne zagadnienia, propagandę lub ordynarne kłamstwa. Wszyscy, bez pytania, jesteśmy pozbawiani części naszych podatków, aby to wszystko współfinansować. Nawet jeśli kosztuje nas to tylko złotówkę na miesiąc, to jest to nasza złotówka, a zasadę można krok po kroku stosować do kolejnych obszarów naszego życia. W całych rozważaniach chodzi przede wszystkim o  zasady – nieważne ile, ważne czyje. Jeśli tę złotówkę chcę przeznaczyć na gumę do żucia, piwo czy hot doga ze stacji benzynowej, tak właśnie stać się powinno.

Aby jeszcze bardziej zagłębić się w temat, pozwoliłem sobie wkleić cytat z pewnego raportu (link w źródłach) dotyczący pozytywnego wpływu finansowania publicznego kultury.

Publiczne finansowanie sztuki jest ważne z wielu powodów. Sztuka i kultura są ważnymi elementami naszego dziedzictwa i tożsamości narodowej. Finansowanie sztuki może pomóc w zachowaniu  i promowaniu dziedzictwa kulturowego, a także w rozwijaniu nowych form sztuki i kultury. Ponadto, sztuka  i kultura przyczyniają się do rozwoju gospodarczego, poprzez tworzenie miejsc pracy, przyciąganie turystów i generowanie dochodów. Wreszcie, sztuka i kultura są ważnymi elementami naszego życia codziennego, które pomagają nam zrozumieć siebie i świat wokół nas.

Spójnie i logicznie wyjaśnione. Ale raz kolejny chodzi tutaj o coś zupełnie innego niż zasadność – chodzi  o wolność wyboru. Narodowe dziedzictwo i patriotyzm nie muszą być wartościami samymi w sobie dla każdego człowieka. Ośmielę się stwierdzić, że nie są one wartościami nadrzędnymi dla większości osób,  a już na pewno nie są tak ważne, że pragnęliby za nie zapłacić. Ponadto całe dziedzictwo czy to muzealne, czy artystyczne i tak wymaga opłaty, by móc je podziwiać. Za wstęp do muzeów, galerii i innych przybytków kultury musimy przecież zapłacić, chociaż całe życie finansujemy je w naszych podatkach. W tym wypadku jesteśmy po prostu podwójnie opodatkowani. Ten sam argument dotyczy promowania dziedzictwa. Nie ma obowiązku bycia z niego dumnym, a nie każdy chciałby w równym stopniu promować np. żołnierzy wyklętych czy Ludowe Wojsko Polskie. Taka postawa zakrawa już na myślenie autorytarne. Rozwój nowych form sztuki to już kompletnie nietrafiona sprawa. Przecież w czyim, jak nie artysty interesie leży rozwój jego/jej talentów, warsztatu i jakości, aby dzieła były dobrze odbierane, zwiększały swoją popularność i w konsekwencji przynosiły dochody?

Co do tworzenia miejsc pracy to sam nie wiem, jak mogę się do tego odnieść. Czy lepiej zacząć od tego, jaki ułamek rynku pracy stanowi kultura? Czy do tego, jak niskie są w tym segmencie wynagrodzenia (głównie instytucje państwowe – znów finansowane z podatków)? Co do prywatnych inicjatyw kulturalnych, rozmowa jest już zupełnie inna. Tam  o wartości dzieła świadczy przecież to, ile ono zarobiło i nikomu nic do tego, że najnowszy blockbuster zarobił miliard dolarów, a wystawa prac XYZ dotycząca ochrony flory i fauny na Galapagos, zarobiła 3000 złotych, które poszły w większości na pokrycie kosztów wynajmu sali. Tak zdecydował konsument, tak zdecydowali ludzie swoimi portfelami i nikomu nic do tego. Nikt nie ma moralnego prawa przymuszać wszystkich do zbiorczego finansowania, nawet najgorszych czy najsłabszych wytworów ludzkiej fantazji i kreatywności, tylko dlatego, że ktoś wrzucił je do worka z napisem „kultura”, dumnie opatrując je napisem „dzieło wybitne”.

Dobra kultura broni się sama

Przykłady ordynarnej, żenującej i niskiej kultury jasno pokazują, że za tę dobrą każdy chętnie zapłaci, a do tej miernej – trzeba dopłacać. Bywa tak, że pewne twory nie przebiłyby się samodzielnie. Pod wpływem rządowego rozpasania, często zmienia się też natura artystów, którzy zamiast doskonalić swoje prace i przebijać się do masowego odbiorcy, nie muszę dbać o jakość swoich tworów, bo przecież zawsze pojawi się dotacja, wsparcie lub ministerialny grant. W ten sposób na kolejnym polu zabijana jest konkurencja, która przecież prowadzi do innowacji, zwiększenia dostępności i ogólnie do poprawy jakości.

Tak jak w przypadku sportu, tak tutaj rozmiar i skala działań finansujących i redystrybucyjnych jest ogromna. Również we wszystkich instytucjach funkcjonują „przechowalnie” dla osób, które muszą sobie „dorobić do emerytury”, oczywiście kosztem nas wszystkich. Rzecz jasna, nikt nie robi tutaj niczego złego. Po prostu ludzie wykorzystują system, aby realizować swoje aspiracje – to najzwyklejsza rzecz na świecie, że każdyw ramach dostępnych mu metod i warunków, dba o własne interesy. To nie ludzie sa tutaj do zmiany tylko system.

Dlaczego nikt nie pyta nas o zdanie?

Nie decydujemy w żaden sposób o tym, czy i ile pieniędzy z naszych podatków zostanie przeznaczone na dane projekty. Czy w danej sytuacji priorytetem byłby stadion, służący niewielkiej grupie mieszkańców miasta i regionu, czy jednak szereg projektów infrastrukturalnych?  Czy bardziej potrzebne miastu są 3 – 4 kosztowne festiwale i koncerty organizowane z wielką pompą, czy środki zaoszczędzone w skali roku lepiej zainwestować w zintegrowany system kolejowy lub nowe miejsca parkingowe, trasy szybkiego ruchu i sieć wodociągową?

W tym momencie uwidacznia się mechanizm obecny w Austriackiej Szkole Ekonomii czyli wysoka i niska preferencja czasowa. Tylko nie w skali jednostki a całego społeczeństwa. Krótkotrwała przyjemność, euforia i rozrywka, jest dla mas bardziej korzystna i pożądana oraz widziana jako dana przez dobrych włodarzy. Chciałoby się wręcz rzec „chleba i igrzysk” Jakkolwiek koncerty czy sportowe wydarzenia są spektakularne i organizowane z wielką pompą, to jakby na takie wydarzenia nie patrzeć, nie są one w stu procentach organizowane dla zysku, przez prywatne podmioty, a w wydaniu publicznym są – wspominaną już kilkakrotnie – przepalarnią pieniędzy. To krótka impreza, po której przychodzi kac.

W całej sprawie finansowania rzeczy, z punktu widzenia potrzeb ogółu mało istotnych, chodzi tak naprawdę o jedno. Pytanie, powracające jak bumerang: dlaczego nikt nas, obywateli nie pyta o zdanie, dlaczego pyta się o rzeczy trywialne i bez znaczenia,  a za plecami i z dala od naszego wzroku forsuje miliardowe projekty, gigantyczne wydatki, zmiany prawne i dodatkowe opodatkowanie – oczywiście wszystko na naszą niekorzyść?

Dlatego za nieodzowne uważam wprowadzenie mechanizmów kontroli społecznej nad decyzjami władz, zarówno na szczeblu lokalnym i terenowym jak i krajowym. Organizacja referendum dotyczącego decyzji o rozpoczęciu projektów lokalnych i krajowych, tak samo jak ich zasadności, to nie powinna być łaska dana nam z dobrej woli. To jest nasze, jako pracujących obywateli, prawo. Pamiętajmy – rządzący nam nic nie dają, bo wszystko co mają, otrzymali od nas.  Podsumowując, sam stadion, koncert czy wystawa nie jest tutaj jakimś złem wcielonym czy projektem, który należy zrównać z ziemią. Wręcz przeciwnie, pomysł może być znakomity, ale jak to zwykle w Polsce bywa, jego wykonanie bywa już fatalne.

Nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzi tak bardzo nie obchodzi, jak wydatkowane są pieniądze z budżetu – ich pieniądze. Czy podczas hipotetycznego referendum 90% głosujących rzeczywiście wybrałaby galerię sztuki nowoczesnej czy stadion, jako priorytetową inwestycję, niezbędną dla ogólnego funkcjonowania miasta, powiatu czy regionu? Po raz kolejny podkreślmy też, jak lekką ręką „miłościwie nam panujący” szastają nie swoimi pieniędzmi, realizując megalomańskie projekty, które owszem, nie są pozbawione nawet potencjalnie sporych korzyści, ale zdecydowanie w zestawieniu z zyskami, czy perspektywą spożytkowania środków na inne projekty – nie są aż tak priorytetowe.

Problem leży też w tym, że w mniemaniu rządzących środki mają znaleźć się w dotacjach, zapomogach i wsparciu z centrali. Ale tak się nie buduje dobrobytu. Poza tym, pieniądze na zbytki można wydawać, gdy podstawowe potrzeby są już zaspokojone – nigdy na odwrót. Rzeczy, które  nie są niezbędne dla ogółu, kupuje się dopiero wtedy, kiedy zostanie nadwyżka. Nawet wówczas, w myśl ekonomii austriackiej, warto rozważyć ich inwestowanie i powiększanie tej nadwyżki, aby tworzyć solidne rezerwy na okres kryzysu. Perspektywa oszczędności czy inwestycji, zaciskania pasa lub cięć w budżecie,  jawi się włodarzom jako abstrakcyjne bajdurzenie i niezrozumiały bełkot. A szkoda.

Na koniec – gorzka refleksja w formie anegdoty. Dosyć dawno jechałem taksówką i podczas zwykłej rozmowy z kierowcą o lokalnych inwestycjach jako jeden z priorytetów podał on park wodny, kwitując to zdaniem: „Jak to możliwe, żeby miasto takiej wielkości nie miało aquaparku?”. Czy rzeczywiście wyznacznikiem siły, metropolitalności, rangi ośrodka miejskiego z byłby taki obiekt? A może będzie nim stadion lub galeria sztuki nowoczesnej? Albo kolejne obiekty przeznaczone jako „przestrzeń spotkań” czy centrum kultury dla garstki zainteresowanych?

Wszystkim zwolennikom i beneficjentom obecnej sytuacji wypada życzyć kilku rzeczy: zmiany perspektywy, szacunku do innych i odrobiny racjonalizmu. Bo wszystko może mieć sens i każdy projekt wart jest rozważenia, ale przed wszystkim  w racjonalnych i logicznych ramach. Natomiast gdy wydaje się cudze pieniądze, ostatnią rzeczą, jaka temu towarzyszy, powinna być lekkomyślność czy arogancja, a one, niestety, są nieodłącznymi towarzyszkami samorządowych i państwowych budżetów.

ŹRÓDŁA

[i]

[1] https://rozrywka.radiozet.pl/plotki/krystyna-janda-narzeka-za-poprzedniej-wladzy-mielismy-sie-lepiej

[2] https://kultura.onet.pl/wiadomosci/krystyna-janda-otrzymala-rzadowa-dotacje-elzbieta-rafalska-komentuje/74wer7r

[3] https://www.gov.pl/web/sport/ruszyl-nabor-wnioskow-do-programu-sport-dla-wszystkich-w-2024-roku

[4] https://kontraktsportowy.pl/4-zwolnienia-cit-dla-klubow-sportowych/

[5] https://www.youtube.com/watch?v=okjAsjstDgE&t=2s

[6] https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/liczba;turystow;na;euro;cudzoziemcy;wydali;ponad;1;mld;zl,250,0,1187066.html

[7] https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/ludzieistyle/1544327,1,ile-kosztowalo-nas-euro-i-co-z-tego-mamy.read

[8] https://tvn24.pl/wroclaw/nik-zawiadamia-prokurature-problemy-wroclawskiego-stadionu-ra505481-ls3289864

https://gazetawroclawska.pl/tag/afera-stadionowa-wroclaw

https://www.wprost.pl/kraj/308352/korupcja-przy-budowie-stadionu-w-poznaniu-cba-nie-wyklucza-zarzu.html

[9] https://wiadomosci.wp.pl/jak-iti-ma-zbudowac-za-pieniadze-podatnikow-stadion-legii-6037693059469953a

https://www.sport.pl/sport/7,65025,5709249,460-mln-od-rady-miasta-na-stadion-legii.html

https://www.sport.pl/sport/7,65025,5709249,460-mln-od-rady-miasta-na-stadion-legii.html

[i] https://gol24.pl/nowy-stadion-w-rzeszowie-tu-zagra-resovia-kiedy-wizualizacje-koszt-wykonawca/ar/c2-18488181

https://transfery.info/aktualnosci/oficjalnie-w-rzeszowie-powstanie-nowy-stadion/210461

https://czytajrzeszow.pl/?idd=25&rok=2023&page=0&id=36095&poz=mr1

https://sportowefakty.wp.pl/pilka-nozna/1118880/dokumenty-podpisąne-w-rzeszowie-powstanie-nowy-stadion

https://rzeszow-news.pl/nowy-stadion-w-rzeszowie-wybuduje-firma-mirbud-wykonawca-wybrany/

https://www.linkedin.com/pulse/publiczne-finansowanie-sztuki-wnioski-z-raportu-2020-tomasiak-amz0f/