Panie i Panowie, znowu – mamy to. Kolejny rekord.

Autor: Atlas

W ubiegłą niedzielę, po raz kolejny w historii polskiej demokracji, około 50% Polaków nie poszło do wyborczych urn. [1] Według sondaży, wiadomo było o tym już przed planowanymi wyborami samorządowymi[2]. Co więcej za każdym razem te prognozy nie wydają się nikogo zaskakiwać czy szokować, a nawet dziwić. Przeszliśmy do porządku dziennego nad kolejną rzeczą i nie poświęcamy jej zbyt wiele uwagi, tak jak innym rzeczom, które są dla naszych spraw i życia kluczowe.

Bo przecież,  jak powiedzą niektórzy – chodzi o nasze życie i o to, abyśmy podejmowali wspólnie decyzje dotyczące naszego kraju i życia. No właśnie, a może już dawno przestało o to chodzić i to Ci, którzy na wybory zostają w domu, oglądając z rodziną familijną komedię, zajadając się schabowym i odpoczywając – mają rację. Przypomnijmy, w tym roku zostało w domu około 14 000 000 uprawnionych do głosowania. Nie zanosi się na to, aby w kolejnych latach miało być inaczej. Co jest zatem nie tak? I z kim? Z  wyborcami? Czy z wyborami?

Demokracja przedstawicielska – wersja polska

System, politycy, rodzaj i poziom kampanii, i od lat te same kłamstwa, propaganda i powtarzalny przekaz. Ludzie zauważyli (a szczerze powiedziawszy, po tylu dekadach, zauważyłby to nawet największy osioł), że całe te szumnie ogłaszane wybory i „obywatelski obowiązek” to tak naprawdę teatrzyk i zasłona dymna mająca na celu danie ludziom iluzji wpływu na uczestniczenie w życiu państwa, czy – jak w zeszły weekend, lokalnej społeczności. W tygodniach poprzedzających festiwal obiecanek-cacanek i uśmiechniętych pyszczków, wesoło szczerzących się do nas ze wszechobecnych plakatów i banerów (które jeszcze przez przynajmniej miesiąc będą zaśmiecać miasto) byliśmy dosłownie bombardowani jasnym i nachalnym przekazem o treści „JA! WYBIERZ MNIE”. Tyko po co? Po co jesteś mi potrzebny/a? Powinniśmy zapytać.

Jak bardzo nic i tym razem się nie zmieni?

Istota absurdu „wyborów” w demokracji przedstawicielskiej tkwi w ich naturze. Jak wspominałem w poprzednim artykule, są one kolejną instancją systemu zaprojektowanego przez polityków – dla polityków. Jedynym miejscem w którym tysiące miernot będą w stanie przetrwać, ba! Rozwinąć się  – oczywiście kosztem wyborców i podatników.

Jak każde wybory, tak samo wybory samorządowe są zmianą dyktatorów  –  tym razem tych kieszonkowych, na swoich stołkach. Gdy tylko ogłoszone zostaną wyniki, wszyscy szczęśliwcy, którym poświęcając swój wolny czas w niedzielne popołudnie zagwarantowaliśmy kilka lat wesołego bimbania dostają nagłej amnezji, która ustępuje przy kolejnych wyborach. Amnezja wyborców, niestety wtedy nawraca.

Nie muszę chyba zbytnio rozpisywać się na temat tego, że tak jak politycy na najwyższych szczeblach tak i nasi „lokalsi” są kompletnie poza kontrolą i jakimkolwiek nadzorem ze strony wyborców czy to w formie, międzynarodowych standardów księgowości, audytów czy referendów. Demokracja przedstawicielska to po prostu bardziej bezczelna forma dyktatury. Gdy każdy tyran o władzę musi walczyć i często okupić ją krwią, tak tutaj zaprojektowano system, gdzie władza jest dawana mu na srebrnej tacy, prosto do rąk. Warto dodać, że głosuje się na ludzi, których się kompletnie nie zna.

Co zmienić?

Zmiana fundamentalną jest rzecz jasna wprowadzenie systemu kontroli polityków (skoro już muszą istnieć niechciani pośrednicy, którzy niczego nie wytwarzają, patrzmy im na ręce w każdej minucie sprawowania urzędu). Każdy dzień ich pracy, musi być monitorowany przez wyborców. Przecież to z naszych podatków otrzymują pensję! Drugą sprawą byłoby wprowadzenie prawa, które czyniłoby wyborcze obietnice wiążącymi. Gdy nie zostaną one zrealizowane – wybrany polityk, natychmiast musiałby podać się do dymisji.

Obietnice – słowa polityków, zaczęłyby coś znaczyć, ważyli by je ostrożnie, wiedząc, że zostaliby z nich rozliczeni. Przestaliby sypać nimi jak z rękawa, obiecując gruszki na wierzbie. W przeciwieństwie do pewnego „uśmiechniętego” polityka, który wesoło patrząc nam prosto  twarz mówi, że znowu najzwyczajniej na świecie nas sfrajerował  i obietnic nie spełnił – sorry… Nic się nie stało, życzymy miłej konsumpcji naszych zasobów.

Czy jest nadzieja na zmiany?

Nie sądzę. Nie w sposób ewolucyjny. Możemy wytłumaczyć wszystkim co jest nie tak i podstawić prawdę pod nos a Ci i tak temu zaprzeczają. Dobitnie świadczącym o poziomie zmanipulowanie społeczeństwa przez media i polityków jest zjawisko tzw. VOTE – SHAMINGU, które polega na ostracyzmie osób, wprost deklarujących to, że w dniu wyborów pozostaną w domu i nie będą brały udziału w tym wydarzeniu. Tłumacząc swoją decyzję w wyżej opisany sposób. Owczy pęd kolektywu zmiata ich jak fala. Nie szczędzi im uwag na temat „nieodpowiedzialności” i „ignorancji „a nawet posuwa się do twierdzenia, że „skoro nie głosujesz, nie masz prawa do własnej opinii i wypowiedzi”. To już nie kolektyw – to zapędy autorytarne.

Podsumowanie i wnioski – czas na rewolucję?

Albo nastąpi ewolucja albo przyjdzie rewolucja. Rok po roku Polacy pokazują, że nie zamierzają brać udziału w fundowaniu kolejnych tur dostatniej i wygodniej laby, nic nie robienia ludziom którzy nic nie muszą sobą reprezentować ani nic im udowadniać, często miernot, które jedyny sposób na życie widzą w byciu politykiem, bo po prostu niczego innego, poza pustym obiecywaniem, nie potrafią.

Idiotyzm, lekceważenie, bezczelność i powtarzalność, na festiwalu obiecanek cacanek, tandetna propaganda w stylu pierwszych lat PRL i kompletna powyborcza beztroska połączona z brakiem odpowiedzialności, chyba zaczynają drążyć tę społeczną „skałę” i zdaje się widać gdzieś, tam światełko w tunelu. Czas pokaże, czy doczekamy czasów, gdy na te „wybory” nie pójdzie nikt. Tymczasem – powtórka już niedługo, zapraszamy do urn, jeszcze nie wszyscy dostali bilet do korytka.

 

 

[1] https://www.infor.pl/prawo/nowosci-prawne/6574702,jaka-frekwencja-w-wyborach-samorzadowych-2024-r-badanie-ipsos.html

[2] https://www.bankier.pl/wiadomosc/Prawie-polowa-Polakow-nie-planuje-isc-na-wybory-samorzadowe-8722999.html